czwartek, 27 marca 2014

#5 Marcnesca - bardzo smutny

Ze łzami w oczach wpatrywałam się w kamienny nagrobek, na którym wyryte było jego imię i nazwisko. Moja kamienna twarz nie odzwierciedlała żadnych emocji. Ale w sercu czułam nienawiść. Potworną nienawiść. Do moich rodziców. To przez nich Marco nie żyje. To oni go zabili. W myślach wróciłam do tego feralnego dnia...

- Mamo, tato Marco i ja chcemy Wam coś powiedzieć - zapowiedziałam uśmiechnięta. Ojciec niechętnie oderwał oczy od gazety i spojrzał na nas obojętnie. Matka wciśnięta w drugi fotel mierzyła Marco długim spojrzeniem, które nie należało do miłych. Ich zachowanie trochę nas zniechęciło.
- Słucham ? Mów szybko, bo nie mam czasu - usłyszałam lodowaty głos taty. Spojrzałam na mojego chłopaka. Nabrał głęboko powietrza i spokojnym tonem oświadczył :
- Chciałbym prosić Waszą córkę o rękę. Kocham Fran odkąd pierwszy raz ją ujrzałem. Wiem, że nie przepadacie za mną ze względu na moją przeszłość, która jest już zamknięta. Myślę jednak, że zaakceptujecie mnie ze względu na szczęście waszej córki. - Przez całą jego przemowę obserwowałam moich rodziców. I to był błąd. Przestraszona patrzyłam jak twarz ojca z każdym wypowiedzianym słowem mojego chłopaka robi się coraz bardziej czerwona. Mama patrzyła na nas z odrazą. Marco ścisnął moją rękę. Wiedział, że moi rodzice są do niego źle nastawieniu, ale nie spodziewał się, ze aż tak! Widziałam jak tata podnosi się wolno z fotela odrzucając gazetę w tył.
- Wykluczone ! Masz czelność gówniarzu mówić mi o czymś takim ?! Ona ma s i e d e m n a ś c i e lat ! A ty jesteś zwykłym kryminalistą ! Nie pozwolę na to, abyś znęcał się później nad moją córką i waszymi dzieciakami. 
- Nigdy bym jej nie uderzył....
- Stul pysk ! - przerwał mu mój ojciec.
- Tato ! - krzyknęłam oburzona ! - Mamo, może ty coś powiesz ?! - spojrzałam na nią błagalnie, jednak wiedziałam, ze przegraliśmy tą bitwę. Matka była taka sama jak jej mąż. Zimna i sztywna jak lód.
- Twój ojciec ma rację. Jesteś niegodziwą córką. Tak nam się odpłacać za trud włożony w twoje wychowanie! Żeby porządna dziewczyna wiązała się z przestępcą !
- On nie jest przestępcą ! Był wtedy pijany ! - próbowałam bronić Marco.
- Skąd wiesz, że nie zrobi tego po trzeźwemu ? Skoro jest zdolny okraść sklep to zabić też jest.




- Proszę mnie nie obrażać ! - powiedział wyraźnie urażony Marco.
- Milcz chłopcze ! Nie masz najmniejszego prawa odzywać się w tym domu. A od dzisiaj macie zakaz spotykania się ! Osobiście dopilnuję aby twoja noga nie stanęła więcej w moim domu. - Zagroził ojciec - A ty - zwrócił się do mnie - Masz szlaban na wszystko. Do odwołania ! 
- Jesteście beznadziejni ! - Krzyczałam z pogardą - Gardzę wami ! Nie jesteście już moimi rodzicami! - Ujęłam stanowczo rękę Marco wymachując nią im przed nosami - I idę z Marco! Weźmiemy ślub i gówno mnie obchodzi czy wam to pasuje czy nie ! - przegięłam. Wiedziałam to. Ojciec był już siny ze złości. Podszedł do nas i gwałtownie wyszarpnął moją rękę z uścisku ukochanego.
- My sobie jeszcze porozmawiamy - zwrócił się do mnie. Chwilę później wyprowadzał Marco z domu ciągnąc go za koszulkę.
- Niech mnie pan puści ! - wyrywał się chłopak.
- Puść go ty tyranie ! - darłam się.- Nie mów tak do ojca smarkulo! - matka ciągnąc mnie za włosy rzuciła mnie na schody - marsz do swojego pokoju niewdzięcznico ! - pochlipując zaczęła wspinać się po schodach. Byłam załamana. Jak oni mogli?! Położyłam się na łóżku trzaskając drzwiami. Dlaczego byli przeciwko ? Cz nie widzieli, że ja i Marco kochamy się? Nagle usłyszałam pukanie w okno. Gwałtownie poderwałam się odsłaniając zasłony. Po przeciwnej stronie stał Marco. Otworzyłam szeroko oczy. Chłopak przyłożył rękę do szyby. Ja również to zrobiłam. Wiedziałam czego chce. Chciał, abym z nim uciekła, porzuciła znienawidzonych rodziców. Ruszyłam do szafy wyciągając z niej niedużą torbę. Wrzuciłam do niej najpotrzebniejsze ciuchy i kosmetyki. Robiłam to szybko, gdyż bałam się nakrycia rodziców.Podbiegłam do okna balkonowego i szybko je otworzyłam. Z radością wpadłam w ramiona Marco, który przygarnął mnie do siebie. Czułam, że zaczynamy nowe życie.
- Szybko, nie mamy czasu - szepnął gorączkowo. Skinęłam głową i ruszyliśmy w stronę samochodu. Przyznam się, ze w życiu nie skakałam w ramiona kogokolwiek z drugiego piętra. Ryzykanci. Cieszyłam się, że ma samochód. To ułatwiało sprawę. Najciszej jak tylko mogliśmy przemieściliśmy się do pojazdu i bezpiecznie wślizgnęliśmy się do niego. Byliśmy bezpiecznie. Marco szybko go odpalił i wycofał. Z upływem czasu mijaliśmy uliczki i mój dom znikał nam z oczu.
- Marco . jak udało ci się uciec mojemu ojcu? - zapytałam go, ponieważ dręczyło mnie to okropnie.
- Odprowadził mnie do furtki a ja odpaliłem silnik i włączyłem światła. On wtedy uznał ze naprawę odjeżdżam i zawrócił. Żeby nie robić mu podejrzeń kawałek odjechałem, a potem wróciłem na miejsce. Ustawiłem się tak, aby z waszego salonu i kuchni nie było widać auta - wyjaśnił z uśmiechem - nie mogłem cię zostawić - szepnął już poważnie. Spojrzałam w jego oczy i wzruszona szepnęłam :
- Dziękuję ci. Za to że mnie uratowałeś - po czym wtuliłam się w niego. Jechaliśmy bezpiecznie odcięci od świata. Nagle spojrzał w wsteczne lusterko i zamarł. Szybko zerknęłam w lusterko od strony pasażera. Jęknęłam. Znałam te rejestracje.
- Moi rodzice. - szepnęłam.
- Musieli się domyślić. Cholera - zaklął Marco. Widziałam jak mój ojciec zręcznie wyprzedza samochody i jest coraz bliżej nas. Chłopak przyspieszył. bałam się, bo przekroczyliśmy już 190..
- Kochanie zwolnij błagam cię ! - prosiłam.
- Nie pozwolę aby mi ciebie odebrali ! - syknął przez zęby i skręcił gwałtownie w prawo. Pisnęłam. Jechaliśmy jakąś równiną. Widziałam, że samochód rodziców również skręcił i że depczą nam po piętach. Spojrzałam przed siebie i ujrzałam przejazd kolejowy. W ciemności błysnęły reflektory. Szybko pojęłam co Marco chce zrobić.
- Nie wyrobimy się! Pociąg jest już za blisko! - krzyczałam dramatycznie- Nie bój się! Mamy sporą przewagę. pociąg jest jeszcze daleko - uspokajał mnie, jednak ja w głowie już przeliczałam metry dzielące nas od rozpędzonego pojazdu. Nie ma opcji, żebyśmy się zmieścili.- Marco!! - wrzasnęłam i dalej słyszałam już tylko zgrzyt i widziałam jak pociąg przesuwa nasz samochód po torach. Dalej nie czułam już nic.Obudziłam się jakiś czas później tylko po to by dowiedzieć się, ze nie odniosłam poważniejszych obrażeń. Jednak druga informacja odmieniła moje życie na zawsze. Swój łagodny stan zawdzięczałam Marco, który ochronił mnie swoim ciałem. On zginął na miejscu. Nie miał najmniejszych szans na przeżycie. Pociąg uderzył w niego z ogromną siłą. Wiedząc, że nie ma szans obronił mnie, abym chociaż ja ocalała. Poświęcił swoje życie. A co na to moi rodzice ? Stwierdzili, że to bardzo dobrze, ze sobie zasłużył a ja i tak będę miała szlaban. Nie obchodziło ich to, że ich jedyna córka straciła właśnie miłość swojego życia...

-  Powinnaś już pójść z nami. Jeszcze się przeziębisz. - Usłyszałam troskliwy głos Leona. Spojrzałam na niego zaszklonymi oczami.
- Tak już - powiedziałam nieprzytomnie. Omiotłam ostatni raz wzrokiem nagrobek Marco. Od dzisiaj będzie to moje miejsce przesiadywania. Pozwoliłam się objąć Leonowi po czym całą grupką ruszyliśmy do domu. Domu w którym nigdy już nie zabrzmi ukochany przeze mnie śmiech Marco. A wszystko przez jeden szczegół - moich rodziców...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz