Ze łzami w oczach wpatrywałam się w kamienny nagrobek, na którym wyryte było jego imię i nazwisko. Moja kamienna twarz nie odzwierciedlała żadnych emocji. Ale w sercu czułam nienawiść. Potworną nienawiść. Do moich rodziców. To przez nich Marco nie żyje. To oni go zabili. W myślach wróciłam do tego feralnego dnia...
- Mamo, tato Marco i ja chcemy Wam coś powiedzieć - zapowiedziałam uśmiechnięta. Ojciec niechętnie oderwał oczy od gazety i spojrzał na nas obojętnie. Matka wciśnięta w drugi fotel mierzyła Marco długim spojrzeniem, które nie należało do miłych. Ich zachowanie trochę nas zniechęciło.
- Słucham ? Mów szybko, bo nie mam czasu - usłyszałam lodowaty głos taty. Spojrzałam na mojego chłopaka. Nabrał głęboko powietrza i spokojnym tonem oświadczył :
- Chciałbym prosić Waszą córkę o rękę. Kocham Fran odkąd pierwszy raz ją ujrzałem. Wiem, że nie przepadacie za mną ze względu na moją przeszłość, która jest już zamknięta. Myślę jednak, że zaakceptujecie mnie ze względu na szczęście waszej córki. - Przez całą jego przemowę obserwowałam moich rodziców. I to był błąd. Przestraszona patrzyłam jak twarz ojca z każdym wypowiedzianym słowem mojego chłopaka robi się coraz bardziej czerwona. Mama patrzyła na nas z odrazą. Marco ścisnął moją rękę. Wiedział, że moi rodzice są do niego źle nastawieniu, ale nie spodziewał się, ze aż tak! Widziałam jak tata podnosi się wolno z fotela odrzucając gazetę w tył.
- Wykluczone ! Masz czelność gówniarzu mówić mi o czymś takim ?! Ona ma s i e d e m n a ś c i e lat ! A ty jesteś zwykłym kryminalistą ! Nie pozwolę na to, abyś znęcał się później nad moją córką i waszymi dzieciakami.
- Nigdy bym jej nie uderzył....
- Stul pysk ! - przerwał mu mój ojciec.
- Tato ! - krzyknęłam oburzona ! - Mamo, może ty coś powiesz ?! - spojrzałam na nią błagalnie, jednak wiedziałam, ze przegraliśmy tą bitwę. Matka była taka sama jak jej mąż. Zimna i sztywna jak lód.
- Twój ojciec ma rację. Jesteś niegodziwą córką. Tak nam się odpłacać za trud włożony w twoje wychowanie! Żeby porządna dziewczyna wiązała się z przestępcą !
- On nie jest przestępcą ! Był wtedy pijany ! - próbowałam bronić Marco.
- Skąd wiesz, że nie zrobi tego po trzeźwemu ? Skoro jest zdolny okraść sklep to zabić też jest.
- Proszę mnie nie obrażać ! - powiedział wyraźnie urażony Marco.
- Milcz chłopcze ! Nie masz najmniejszego prawa odzywać się w tym domu. A od dzisiaj macie zakaz spotykania się ! Osobiście dopilnuję aby twoja noga nie stanęła więcej w moim domu. - Zagroził ojciec - A ty - zwrócił się do mnie - Masz szlaban na wszystko. Do odwołania !
- Jesteście beznadziejni ! - Krzyczałam z pogardą - Gardzę wami ! Nie jesteście już moimi rodzicami! - Ujęłam stanowczo rękę Marco wymachując nią im przed nosami - I idę z Marco! Weźmiemy ślub i gówno mnie obchodzi czy wam to pasuje czy nie ! - przegięłam. Wiedziałam to. Ojciec był już siny ze złości. Podszedł do nas i gwałtownie wyszarpnął moją rękę z uścisku ukochanego.
- My sobie jeszcze porozmawiamy - zwrócił się do mnie. Chwilę później wyprowadzał Marco z domu ciągnąc go za koszulkę.
- Niech mnie pan puści ! - wyrywał się chłopak.
- Puść go ty tyranie ! - darłam się.- Nie mów tak do ojca smarkulo! - matka ciągnąc mnie za włosy rzuciła mnie na schody - marsz do swojego pokoju niewdzięcznico ! - pochlipując zaczęła wspinać się po schodach. Byłam załamana. Jak oni mogli?! Położyłam się na łóżku trzaskając drzwiami. Dlaczego byli przeciwko ? Cz nie widzieli, że ja i Marco kochamy się? Nagle usłyszałam pukanie w okno. Gwałtownie poderwałam się odsłaniając zasłony. Po przeciwnej stronie stał Marco. Otworzyłam szeroko oczy. Chłopak przyłożył rękę do szyby. Ja również to zrobiłam. Wiedziałam czego chce. Chciał, abym z nim uciekła, porzuciła znienawidzonych rodziców. Ruszyłam do szafy wyciągając z niej niedużą torbę. Wrzuciłam do niej najpotrzebniejsze ciuchy i kosmetyki. Robiłam to szybko, gdyż bałam się nakrycia rodziców.Podbiegłam do okna balkonowego i szybko je otworzyłam. Z radością wpadłam w ramiona Marco, który przygarnął mnie do siebie. Czułam, że zaczynamy nowe życie.
- Szybko, nie mamy czasu - szepnął gorączkowo. Skinęłam głową i ruszyliśmy w stronę samochodu. Przyznam się, ze w życiu nie skakałam w ramiona kogokolwiek z drugiego piętra. Ryzykanci. Cieszyłam się, że ma samochód. To ułatwiało sprawę. Najciszej jak tylko mogliśmy przemieściliśmy się do pojazdu i bezpiecznie wślizgnęliśmy się do niego. Byliśmy bezpiecznie. Marco szybko go odpalił i wycofał. Z upływem czasu mijaliśmy uliczki i mój dom znikał nam z oczu.
- Marco . jak udało ci się uciec mojemu ojcu? - zapytałam go, ponieważ dręczyło mnie to okropnie.
- Odprowadził mnie do furtki a ja odpaliłem silnik i włączyłem światła. On wtedy uznał ze naprawę odjeżdżam i zawrócił. Żeby nie robić mu podejrzeń kawałek odjechałem, a potem wróciłem na miejsce. Ustawiłem się tak, aby z waszego salonu i kuchni nie było widać auta - wyjaśnił z uśmiechem - nie mogłem cię zostawić - szepnął już poważnie. Spojrzałam w jego oczy i wzruszona szepnęłam :
- Dziękuję ci. Za to że mnie uratowałeś - po czym wtuliłam się w niego. Jechaliśmy bezpiecznie odcięci od świata. Nagle spojrzał w wsteczne lusterko i zamarł. Szybko zerknęłam w lusterko od strony pasażera. Jęknęłam. Znałam te rejestracje.
- Moi rodzice. - szepnęłam.
- Musieli się domyślić. Cholera - zaklął Marco. Widziałam jak mój ojciec zręcznie wyprzedza samochody i jest coraz bliżej nas. Chłopak przyspieszył. bałam się, bo przekroczyliśmy już 190..
- Kochanie zwolnij błagam cię ! - prosiłam.
- Nie pozwolę aby mi ciebie odebrali ! - syknął przez zęby i skręcił gwałtownie w prawo. Pisnęłam. Jechaliśmy jakąś równiną. Widziałam, że samochód rodziców również skręcił i że depczą nam po piętach. Spojrzałam przed siebie i ujrzałam przejazd kolejowy. W ciemności błysnęły reflektory. Szybko pojęłam co Marco chce zrobić.
- Nie wyrobimy się! Pociąg jest już za blisko! - krzyczałam dramatycznie- Nie bój się! Mamy sporą przewagę. pociąg jest jeszcze daleko - uspokajał mnie, jednak ja w głowie już przeliczałam metry dzielące nas od rozpędzonego pojazdu. Nie ma opcji, żebyśmy się zmieścili.- Marco!! - wrzasnęłam i dalej słyszałam już tylko zgrzyt i widziałam jak pociąg przesuwa nasz samochód po torach. Dalej nie czułam już nic.Obudziłam się jakiś czas później tylko po to by dowiedzieć się, ze nie odniosłam poważniejszych obrażeń. Jednak druga informacja odmieniła moje życie na zawsze. Swój łagodny stan zawdzięczałam Marco, który ochronił mnie swoim ciałem. On zginął na miejscu. Nie miał najmniejszych szans na przeżycie. Pociąg uderzył w niego z ogromną siłą. Wiedząc, że nie ma szans obronił mnie, abym chociaż ja ocalała. Poświęcił swoje życie. A co na to moi rodzice ? Stwierdzili, że to bardzo dobrze, ze sobie zasłużył a ja i tak będę miała szlaban. Nie obchodziło ich to, że ich jedyna córka straciła właśnie miłość swojego życia...
- Powinnaś już pójść z nami. Jeszcze się przeziębisz. - Usłyszałam troskliwy głos Leona. Spojrzałam na niego zaszklonymi oczami.
- Tak już - powiedziałam nieprzytomnie. Omiotłam ostatni raz wzrokiem nagrobek Marco. Od dzisiaj będzie to moje miejsce przesiadywania. Pozwoliłam się objąć Leonowi po czym całą grupką ruszyliśmy do domu. Domu w którym nigdy już nie zabrzmi ukochany przeze mnie śmiech Marco. A wszystko przez jeden szczegół - moich rodziców...
One Shoty
czwartek, 27 marca 2014
środa, 26 marca 2014
#4 Leonetta część I
-Violetta!- mama woła mnie po raz setny. Nic nie odpowiadam . Może tym razem powinnam odpowiedzieć.
-Zaprowadź brata do szkoły karate. Proszę.
Westchnęłam. Muszę zaprowadzić do szkoły , która jest kilka ulic stąd. Hmm... ale jeżeli powiem,że go nie zaprowadzę to będę tu siedziała i się nudziła.
-Powiedz mu,że za chwilę zejdę na dół. Niech poczeka. - wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic , związałam włosy i ubrałam się. Zbiegłam w dół po schodach prawie się przewracając , ponieważ starałam się w tym samym czasie umieścić buty na swoich nogach, co nie polecam nikomu, bo prawie bym się zabiła.
Gdy weszłam do kuchni mama spojrzała na moje mokre włosy i zmarszczyła brwi.
-Co ?- spytałam , kładąc rękę na swoich włosach- Mam coś we włosach ?
Potrząsnęła głową.
-Nie, ale jeśli wyjdziesz na dwór w tych włosach ,na pewno się przeziębisz.
Już miałam coś powiedzieć, gdy nagle mój braciszek zwrócił moja uwagę. Ma siedem lat,a zachowuje się jak bobas.
-No dalej, Viola chodźmy już ! - zawołał i natychmiast rzucił się do drzwi. Mama i ja wymieniliśmy spojrzenia. Wzruszyłam ramionami i podeszłam do lodówki po jabłko. Chwyciłam plecak ,mój telefon i poszłam do brata. Wytarłam jabłko w swoją bluzę.
-Hej, mogę gryza?- spytał bart.
-Nie. Ty żółtku napaćkany.
-Dlaczego nie ?- jęknął.
-Bo to jest moje. - odpowiedziałam.
-Violetta chyba zapomniałaś ,że mam żółty pas w karate. Zdobyłem umiejętność zdobywania jabłek.
Spojrzałaś się na niego z przerażeniem .
-O nie, nie , potężny ŻÓŁTY PAS! Zmiłuj się !- zaczęłam się z niego śmiać i strzelać głupie miny . Czasami niemal zapominam ,że mam już osiemnaście lat i to chyba dla mnie nie do zaakceptowania,ale hej tylko raz jest się młodym. Byliśmy już w parku.
W tym momencie wdrapałam się na drzewo i usiadłam na gałęzi, a brat jęczał ,że chce jabłko wyzywając mnie przy tym , a ja w tym czasie oparłam się o pień i dokończyłam jeść. Nagle głęboki głos, który nie należał do mojego brata zapytał:
-Co jest na tym drzewie?
-Moja siostra.- odpowiedział mój brat.
Drugi głos , który tym razem brzmiał bardziej zdziwiony spytał:
-Dlaczego?
-Goniłem ją z moimi umiejętnościami karate i teraz boi się zejść na dół.
Roześmiałam się.
-Wspięłam się tutaj ,aby w spokoju zjeść jabłko. Które, wspominając już zjadłam więc chyba czas zejść na ziemie. - zeskoczyłam z drzewa i podałam mu ogryzek po jabłku, klepiąc go po głowie.
-Proszę bardzo.
-Violetta to obrzydliwe. - oburzył się brzdąc.
-Hej , chciałeś jabłko. Bierz to, co dostałeś.
-Ale ...- chciał coś powiedzieć ,ale mu przerwałam.
-Ah, ... A co mają powiedzieć żebracy ?
Chłopak stojący koło brata zachichotał. Odwróciłam się i spojrzałam w jego oczy. Piękne oczy i brązowe włosy. Wyglądał znajomo ... Zdałam sobie sprawę,że patrzę na niego, a on się troszkę i odwrócił wzrok na chwilę. Patrzyłam w jego oczy,a on się uśmiechnął.
-Część. Mam na imię Violetta ,a ten mały gnojek - potargałam mu włosy- to Francisco. (tutaj brat Violetty :) )
On skrzywił się i próbował "naprawić" włosy. Oczy mężczyzny błyszczały z rozbawienia.
-Miło mi cię poznać. Jestem Leon Verdas.- podał swoją dłoń. Uścisnęłam ją.
-Hmm, z Studio 21 ,prawda ? Fajnie. - Leon otworzył usta ,żeby coś powiedzieć, ale przerwał mu mój brat.
-Viola jest już późno.
Westchnęłam i powiedziałam:
-Okej, już idę ty mały karacisto palancie.
Wzięłam plecak, który leżał koło drzewa i powiesiłam przez ramię.I uśmiechnęłam się do przystojniaka po raz kolejny.
-Miło było cię poznać, Leon. -wyglądał na rozczarowanego.
-Mi też, Violetta.
Francisco pociągnął mnie za rękę.
-Chodź.
-Dobrze, już idę. - powiedziałam i wyszliśmy z parku.
Pojechaliśmy autobusem pod szkołę. Cały czas gadał,że chce zdobyć zielony pas. Gdy zostawiłam go w szkole, wróciłam do parku i usiadłam pod drzewem. Po chwili wspięłam się na drzewo i włączyłam muzykę na swoim iPodzie. Wzięłam zeszyt i zaczęłam szkicować, gdy nagle ktoś poklepał mnie po ramieniu.
Chciałam sprawdzić kto to, ale nie zdążyłam. Ktoś krzyknął " zjem cię" i tak się wystraszyłam,że aż upuściłam mojego iPoda.
Spojrzałam w jego oczy i zobaczyłam ,że to Leon. Wybuchnęłam śmiechem.
-Będziesz mnie jadł ? - spojrzałam ponownie na niego , a mój puls wzrósł. Spojrzał się na mnie z rozbawieniem.
- No co ? Myślałam,że dostanę zawału ! - powiedziałam starając się nie śmiać. Leon pokręcił głową, cały czas się śmiejąc. Jak on słodko się śmiał...
-A tak po za tym to nie ładnie straszyć bezbronnych ludzi. - wskazałam na siebie.
-Właściwie to wołałem cię,ale ty chyba nie słyszałaś.- uśmiechnął się.
-Zamyśliłam się.
Usiadłam wygodniej na drzewie i poklepałam miejsce obok siebie.
-Siadaj.
-Kto, ja ? - zapytał. Roześmiałam się.
-Nie, ten co mnie wystraszył. Haha tak ty. - usiadł i spojrzał na mnie.
-Cóż.
Cisza .Nie wiedząc co odpowiedzieć, wyjęłam zeszyt i kontynuowałam rysowanie.
Spojrzałam na Leona, który przyglądał mi się i wyjmował pojedyncze kartki z mojego zeszytu.
-Co ? -spytałam
-To jest świetne. - powiedział wskazując na rysunki.
-Dzięki.Chcę być artystką.
-Będziesz piękną artystką.- powiedział poważnie, a ja się zarumieniłam.
-Przestań, zawstydzasz mnie.- powiedziałam, śmiejąc się.
Przez następne półtora godzinny rozmawialiśmy.Tak po prostu rozmawialiśmy. Czułam się, jakbym znała od zawsze.Kiedy spojrzałam na zegarek , nie zważając na nic zaczęłam wrzucać wszystkie moje rzeczy do torby.
-Coś się stało? - spytał Leon z troską.
-Miałam odebrać Francisco pół godziny temu.
Wstałam i powiedziałam do Nialla:
-Dasz mi swój numer telefonu ?
Spojrzał troszkę zaskoczony,ale zrobił o co pytałam.Dodał swój numer do moich kontaktów i zwrócił mi mój telefon. Ja zrobiłam to samo w jego telefonie.
-Zadzwoń do mnie. Mam nadzieję,że się jeszcze spotkamy. -powiedział. Wzięłam torbę i pobiegłam w stronę szkoły. Fran czekał już na mnie z złą mina. Udaliśmy się do domu. Przez drogę marudził :
-O mój Boże! Violetta! Jak mogłaś o mnie zapomnieć? Jestem twoim bratem ! Twoim Jedynym bratem. Twoimi jedynym rodzeństwem .
Kiedy doszliśmy do domu jeszcze troszkę pomarudził ,a następnie poszedł grać w jakieś gry wideo. Pokręciłam głową i poszłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i wyciągnęłam - tak zgadłaś mój szkicownik. Gdy zaczęłam rysować, nagle zadzwonił telefon . Nieznany Numer.
- Hallo.
-Violetta ? Tu Niall.
Uśmiechnęłam się.
-Hej, co słychać ? Brakuje ci mnie tak szybko ?
-Nie, a może jednak tak.
Zarumieniłam się.
- W każdym razie, zastanawiam się czy moglibyśmy się spotkać jutro, w parku? Chcę ,żebyś poznała chłopaków.
Chłopaków? A no tak, Twoich kumpli.
-Chciałabym ,ale... Ale mam plany . Chyba że ... Czy mogę wziąć ze sobą Francescę ?
-Francescę ?- brzmiał rozczarowany.
-Tak , jest moją najlepszą przyjaciółką.Czy nie masz nic przeciwko?
-Ona? - od razu usłyszałam ,że kamień spadł mu z serca- Tak oczywiście może przyjść.
Usłyszałam śmiech dochodzący z słuchawki.Prawdopodobnie to reszta chłopaków.
-Fajnie. Zadzwonię do niej po naszej rozmowie. O spotkamy się o ...?
-Trzynastej ?
-Brzmi świetnie, Leon. Do zobaczenia. Pa.
-Pa Viola.
Odłożyłam słuchawkę. Wybrałam szybko numer Fran.
-Hej, zamiast do KFC idziemy do parku, Ok?
-Dlaczego?
-Zobaczysz .
-Violka jakiś chłopak? - spytała.
Oł ... Moja przyjaciółka zna mnie tak dobrze.
-Poprawka. Mnóstwo chłopaków.
Westchnęła.
-Oby było warto.
-Czyli się zgadzasz?- zapytałam.
-Jasne.
-Jest ! Bądź u mnie o dwunastej to pogadamy zanim pójdziemy do parku.
-Okey.Pa Vilu.
1 cześć 3:)
-Zaprowadź brata do szkoły karate. Proszę.
Westchnęłam. Muszę zaprowadzić do szkoły , która jest kilka ulic stąd. Hmm... ale jeżeli powiem,że go nie zaprowadzę to będę tu siedziała i się nudziła.
-Powiedz mu,że za chwilę zejdę na dół. Niech poczeka. - wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic , związałam włosy i ubrałam się. Zbiegłam w dół po schodach prawie się przewracając , ponieważ starałam się w tym samym czasie umieścić buty na swoich nogach, co nie polecam nikomu, bo prawie bym się zabiła.
Gdy weszłam do kuchni mama spojrzała na moje mokre włosy i zmarszczyła brwi.
-Co ?- spytałam , kładąc rękę na swoich włosach- Mam coś we włosach ?
Potrząsnęła głową.
-Nie, ale jeśli wyjdziesz na dwór w tych włosach ,na pewno się przeziębisz.
Już miałam coś powiedzieć, gdy nagle mój braciszek zwrócił moja uwagę. Ma siedem lat,a zachowuje się jak bobas.
-No dalej, Viola chodźmy już ! - zawołał i natychmiast rzucił się do drzwi. Mama i ja wymieniliśmy spojrzenia. Wzruszyłam ramionami i podeszłam do lodówki po jabłko. Chwyciłam plecak ,mój telefon i poszłam do brata. Wytarłam jabłko w swoją bluzę.
-Hej, mogę gryza?- spytał bart.
-Nie. Ty żółtku napaćkany.
-Dlaczego nie ?- jęknął.
-Bo to jest moje. - odpowiedziałam.
-Violetta chyba zapomniałaś ,że mam żółty pas w karate. Zdobyłem umiejętność zdobywania jabłek.
Spojrzałaś się na niego z przerażeniem .
-O nie, nie , potężny ŻÓŁTY PAS! Zmiłuj się !- zaczęłam się z niego śmiać i strzelać głupie miny . Czasami niemal zapominam ,że mam już osiemnaście lat i to chyba dla mnie nie do zaakceptowania,ale hej tylko raz jest się młodym. Byliśmy już w parku.
W tym momencie wdrapałam się na drzewo i usiadłam na gałęzi, a brat jęczał ,że chce jabłko wyzywając mnie przy tym , a ja w tym czasie oparłam się o pień i dokończyłam jeść. Nagle głęboki głos, który nie należał do mojego brata zapytał:
-Co jest na tym drzewie?
-Moja siostra.- odpowiedział mój brat.
Drugi głos , który tym razem brzmiał bardziej zdziwiony spytał:
-Dlaczego?
-Goniłem ją z moimi umiejętnościami karate i teraz boi się zejść na dół.
Roześmiałam się.
-Wspięłam się tutaj ,aby w spokoju zjeść jabłko. Które, wspominając już zjadłam więc chyba czas zejść na ziemie. - zeskoczyłam z drzewa i podałam mu ogryzek po jabłku, klepiąc go po głowie.
-Proszę bardzo.
-Violetta to obrzydliwe. - oburzył się brzdąc.
-Hej , chciałeś jabłko. Bierz to, co dostałeś.
-Ale ...- chciał coś powiedzieć ,ale mu przerwałam.
-Ah, ... A co mają powiedzieć żebracy ?
Chłopak stojący koło brata zachichotał. Odwróciłam się i spojrzałam w jego oczy. Piękne oczy i brązowe włosy. Wyglądał znajomo ... Zdałam sobie sprawę,że patrzę na niego, a on się troszkę i odwrócił wzrok na chwilę. Patrzyłam w jego oczy,a on się uśmiechnął.
-Część. Mam na imię Violetta ,a ten mały gnojek - potargałam mu włosy- to Francisco. (tutaj brat Violetty :) )
On skrzywił się i próbował "naprawić" włosy. Oczy mężczyzny błyszczały z rozbawienia.
-Miło mi cię poznać. Jestem Leon Verdas.- podał swoją dłoń. Uścisnęłam ją.
-Hmm, z Studio 21 ,prawda ? Fajnie. - Leon otworzył usta ,żeby coś powiedzieć, ale przerwał mu mój brat.
-Viola jest już późno.
Westchnęłam i powiedziałam:
-Okej, już idę ty mały karacisto palancie.
Wzięłam plecak, który leżał koło drzewa i powiesiłam przez ramię.I uśmiechnęłam się do przystojniaka po raz kolejny.
-Miło było cię poznać, Leon. -wyglądał na rozczarowanego.
-Mi też, Violetta.
Francisco pociągnął mnie za rękę.
-Chodź.
-Dobrze, już idę. - powiedziałam i wyszliśmy z parku.
Pojechaliśmy autobusem pod szkołę. Cały czas gadał,że chce zdobyć zielony pas. Gdy zostawiłam go w szkole, wróciłam do parku i usiadłam pod drzewem. Po chwili wspięłam się na drzewo i włączyłam muzykę na swoim iPodzie. Wzięłam zeszyt i zaczęłam szkicować, gdy nagle ktoś poklepał mnie po ramieniu.
Chciałam sprawdzić kto to, ale nie zdążyłam. Ktoś krzyknął " zjem cię" i tak się wystraszyłam,że aż upuściłam mojego iPoda.
Spojrzałam w jego oczy i zobaczyłam ,że to Leon. Wybuchnęłam śmiechem.
-Będziesz mnie jadł ? - spojrzałam ponownie na niego , a mój puls wzrósł. Spojrzał się na mnie z rozbawieniem.
- No co ? Myślałam,że dostanę zawału ! - powiedziałam starając się nie śmiać. Leon pokręcił głową, cały czas się śmiejąc. Jak on słodko się śmiał...
-A tak po za tym to nie ładnie straszyć bezbronnych ludzi. - wskazałam na siebie.
-Właściwie to wołałem cię,ale ty chyba nie słyszałaś.- uśmiechnął się.
-Zamyśliłam się.
Usiadłam wygodniej na drzewie i poklepałam miejsce obok siebie.
-Siadaj.
-Kto, ja ? - zapytał. Roześmiałam się.
-Nie, ten co mnie wystraszył. Haha tak ty. - usiadł i spojrzał na mnie.
-Cóż.
Cisza .Nie wiedząc co odpowiedzieć, wyjęłam zeszyt i kontynuowałam rysowanie.
Spojrzałam na Leona, który przyglądał mi się i wyjmował pojedyncze kartki z mojego zeszytu.
-Co ? -spytałam
-To jest świetne. - powiedział wskazując na rysunki.
-Dzięki.Chcę być artystką.
-Będziesz piękną artystką.- powiedział poważnie, a ja się zarumieniłam.
-Przestań, zawstydzasz mnie.- powiedziałam, śmiejąc się.
Przez następne półtora godzinny rozmawialiśmy.Tak po prostu rozmawialiśmy. Czułam się, jakbym znała od zawsze.Kiedy spojrzałam na zegarek , nie zważając na nic zaczęłam wrzucać wszystkie moje rzeczy do torby.
-Coś się stało? - spytał Leon z troską.
-Miałam odebrać Francisco pół godziny temu.
Wstałam i powiedziałam do Nialla:
-Dasz mi swój numer telefonu ?
Spojrzał troszkę zaskoczony,ale zrobił o co pytałam.Dodał swój numer do moich kontaktów i zwrócił mi mój telefon. Ja zrobiłam to samo w jego telefonie.
-Zadzwoń do mnie. Mam nadzieję,że się jeszcze spotkamy. -powiedział. Wzięłam torbę i pobiegłam w stronę szkoły. Fran czekał już na mnie z złą mina. Udaliśmy się do domu. Przez drogę marudził :
-O mój Boże! Violetta! Jak mogłaś o mnie zapomnieć? Jestem twoim bratem ! Twoim Jedynym bratem. Twoimi jedynym rodzeństwem .
Kiedy doszliśmy do domu jeszcze troszkę pomarudził ,a następnie poszedł grać w jakieś gry wideo. Pokręciłam głową i poszłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i wyciągnęłam - tak zgadłaś mój szkicownik. Gdy zaczęłam rysować, nagle zadzwonił telefon . Nieznany Numer.
- Hallo.
-Violetta ? Tu Niall.
Uśmiechnęłam się.
-Hej, co słychać ? Brakuje ci mnie tak szybko ?
-Nie, a może jednak tak.
Zarumieniłam się.
- W każdym razie, zastanawiam się czy moglibyśmy się spotkać jutro, w parku? Chcę ,żebyś poznała chłopaków.
Chłopaków? A no tak, Twoich kumpli.
-Chciałabym ,ale... Ale mam plany . Chyba że ... Czy mogę wziąć ze sobą Francescę ?
-Francescę ?- brzmiał rozczarowany.
-Tak , jest moją najlepszą przyjaciółką.Czy nie masz nic przeciwko?
-Ona? - od razu usłyszałam ,że kamień spadł mu z serca- Tak oczywiście może przyjść.
Usłyszałam śmiech dochodzący z słuchawki.Prawdopodobnie to reszta chłopaków.
-Fajnie. Zadzwonię do niej po naszej rozmowie. O spotkamy się o ...?
-Trzynastej ?
-Brzmi świetnie, Leon. Do zobaczenia. Pa.
-Pa Viola.
Odłożyłam słuchawkę. Wybrałam szybko numer Fran.
-Hej, zamiast do KFC idziemy do parku, Ok?
-Dlaczego?
-Zobaczysz .
-Violka jakiś chłopak? - spytała.
Oł ... Moja przyjaciółka zna mnie tak dobrze.
-Poprawka. Mnóstwo chłopaków.
Westchnęła.
-Oby było warto.
-Czyli się zgadzasz?- zapytałam.
-Jasne.
-Jest ! Bądź u mnie o dwunastej to pogadamy zanim pójdziemy do parku.
-Okey.Pa Vilu.
1 cześć 3:)
wtorek, 25 marca 2014
#3 Fedemiła - romantyczny
Imagin dedykowany Monisi Verdas *-*
Jestem z Federico już 3 lata i bardzo dobrze nam się układa. Postanowiliśmy, że naszą 3 rocznicę spędzimy na wyjeździe. Spakowałam jakieś ubrania i ruszyliśmy w drogę. Jechaliśmy dość długo, ale nie martwiło mnie to, ponieważ z moim kochanym Fede mogłabym jechać i 395732957329 godzin, a nadal byłabym uśmiechnięta i szczęśliwa. Po jakiś 2 godzinach dojechaliśmy na miejsce. Federico otworzył mi drzwi, a ja się zaśmiałam, ponieważ nigdy nie spotkałam się z takim traktowaniem. Zobaczyłam, że jesteśmy nad brzegiem morza. Blask gwiazd odbijał się od tafli wody, a księżyc rzucał na całą plażę i łąkę nieziemskie światło o srebrnym kolorze. Od razu zakochałam się w tym miejscu. Było ciepło, w sumie jak w połowie lipca ma nie być ciepło? Rozłożyliśmy koc i położyliśmy się. Spojrzałam na niego, wyglądał fantastycznie, gdy był tak zamyślony i wpatrzony w gwiazdy. Przez te 3 lata wytrzymałam z nim, a kiedyś skakaliśmy sobie do oczu.
- Lu?
- Tak Fede?
- Strasznie Cię kocham!
- Ja Ciebie też, nawet nie wiesz jak.
Po tym pocałował mnie. To był jeden z naszych najlepszych pocałunków. Taki prawdziwy, nie udawany.
Gdy już skończyliśmy, chwilę popatrzeliśmy jeszcze na ten nieziemski krajobraz i pojechaliśmy do domu.
*4 lata później*
Wróciliśmy w to miejsce. Jest pięknie, tak jak wcześniej, Naszym dzieciom też się spodobało...
Awww Fedemiłka *-* :D
Jestem z Federico już 3 lata i bardzo dobrze nam się układa. Postanowiliśmy, że naszą 3 rocznicę spędzimy na wyjeździe. Spakowałam jakieś ubrania i ruszyliśmy w drogę. Jechaliśmy dość długo, ale nie martwiło mnie to, ponieważ z moim kochanym Fede mogłabym jechać i 395732957329 godzin, a nadal byłabym uśmiechnięta i szczęśliwa. Po jakiś 2 godzinach dojechaliśmy na miejsce. Federico otworzył mi drzwi, a ja się zaśmiałam, ponieważ nigdy nie spotkałam się z takim traktowaniem. Zobaczyłam, że jesteśmy nad brzegiem morza. Blask gwiazd odbijał się od tafli wody, a księżyc rzucał na całą plażę i łąkę nieziemskie światło o srebrnym kolorze. Od razu zakochałam się w tym miejscu. Było ciepło, w sumie jak w połowie lipca ma nie być ciepło? Rozłożyliśmy koc i położyliśmy się. Spojrzałam na niego, wyglądał fantastycznie, gdy był tak zamyślony i wpatrzony w gwiazdy. Przez te 3 lata wytrzymałam z nim, a kiedyś skakaliśmy sobie do oczu.
- Lu?
- Tak Fede?
- Strasznie Cię kocham!
- Ja Ciebie też, nawet nie wiesz jak.
Po tym pocałował mnie. To był jeden z naszych najlepszych pocałunków. Taki prawdziwy, nie udawany.
Gdy już skończyliśmy, chwilę popatrzeliśmy jeszcze na ten nieziemski krajobraz i pojechaliśmy do domu.
*4 lata później*
Wróciliśmy w to miejsce. Jest pięknie, tak jak wcześniej, Naszym dzieciom też się spodobało...
Awww Fedemiłka *-* :D
#2 Fedemiła - bardzo smutny
Słoneczne promienie przebiły się przez ciemne zasłony i rozświetliły ponury pokój. Leniwie przeciągnąłem się na skrzypiącym łóżku mrużąc przy tym zaspane oczy. Moje ciało mimowolnie odwróciło się w stronę delikatnej blondynki. Podparłem się jedną ręką i dokładnie obserwowałem opadającą klatkę piersiową dziewczyny. Niesforne kosmyki włosów opadające jej na czoło dodawały tylko większego uroku. Uśmiech sam nasuwał mi się na usta a dłonie drżały z niewyjaśnionych przyczyn. Nagle moja dłoń powędrowała w jej kierunku. Zimne opuszki placów pieściły nagie ciało blondynki powodując gęsią skórkę na aksamitnej skórze. Jej powieki delikatnie unosiły się ku górze powodując kolejną falę dreszczy na moim ciele. Ludmi posłała mi delikatny uśmiech w moją stronę przeciągając swoje zesztywniałe ciało.
-Chcę codziennie budzić się przy twoim boku- wyszeptałem i musnąłem lekko jej dolną wargę.
-Uważaj, bo jeszcze Ci się znudzę- zachichotała i oddała pełny pocałunek zatapiając się w moich ustach. Moja dłoń wędrowała po jej idealnym ciele pragnąc coraz więcej. Powoli zmierzałem do pozbycia się cienkiego skrawka materiału.
-Nie zapędzaj się- dziewczyna momentalnie oderwała się ode mnie i figlarnie się uśmiechnęła powodując u mnie wielki niedosyt.
- Nie mogę się Ciebie oprzeć- odparłem opadając na łóżko. Dla wygody założyłem ręce pod głowę i swój wzrok wlepiłem w sufit.
- Wstawaj, mamy dziś dużo do zrobienia- natychmiastowo wyskoczyła z pod kołdry i skierowała się w stronę łazienki. Na samą myśl o dzisiejszym dniu ciężko odetchnąłem i wywlokłem się z łóżka.Ciężkimi krokami zmierzałem do kuchni, aby zaparzyć sobie aromatycznej kawy. Po paru minutach siedziałem z gorącym kubkiem przy stole czytając poranną gazetę.
- Coś ciekawego się dzieje?- zapytała Ludmi spoglądając mi przez ramię.
-Same nudy- odparłem i upiłem łyk kawy. Dziewczyna odwróciła się jedynie na pięcie i usadowiła się naprzeciw mnie.
-Jakie plany na dziś?- burknąłem przytłoczony zaistniałą ciszą.
- Kilka spraw biurowych na mieście i zakupy- zakomunikowała entuzjastycznie, na co też się ucieszyłem.
- Chyba już powinnaś się zbierać.
Lu na moje słowa gwałtownie wstała i skierowała się do drzwi wyjściowych krzycząc na odchodne „Pa” lekko się zaśmiałem i odłożywszy gazetę skierowałem się do garderoby. Wybrałem najwygodniejsze ubrania i szykowałem się na przebranie, gdy nagle zadzwonił telefon. Bez zastanowienia odebrałem i po krótkiej wymianie zdań zabrałem się za poprzednią czynność. Po pół godzinie byłem gotowy do wyjścia. Ostatni raz spojrzałem czy niczego nie zapomniałem i opuściłem dom. Na podjeździe już czekał Maxi. Gdy przywitałem się z przyjacielem ten ruszył w stronę studia.
- Dziś szykuje się nowa piosenka- zakomunikował nagle ściszając radio. Oznaczało to, że chce porozmawiać.
- Słyszałem, Andres coś wspominał- odpowiedziałem spoglądając w szybę.
-Widze, że nie jesteś zachwycony- ton chłopaka diametralnie się zmienił.
- Jestem, skąd ten pomysł?- zapytałem spoglądając na niego - Po prostu czeka mnie ciężki dzień.
Dodałem i chcąc zakończyć rozmowę pogłośniłem radio. Po paru minutach znajdowaliśmy się pod studiem. Szybko opuściłem auto i nie czekając na niego ruszyłem do środka.
-To, co zabieramy się do pracy? - odparłem na dzień dobry i usadowiłem się wygodnie na kanapie.
-Widzę, że jesteście pełni zapału. To fantastycznie! Macie tutaj teksty i zabieramy się do pracy- odparł nasz nauczyciel śpiewu a my z wielką niechęcią ruszyliśmy w stronę mikrofonów.
-Dobra, teraz wyszło idealnie- odetchnąłem z ulga. Po kilkugodzinnej próbie mieliśmy upragniony spokój. Natychmiastowo rozciągnąłem swoje obolałe kości i ruszyłem w stronę wyjścia. Po drodze wykręciłem numer do Ludmiły oczekując aż usłyszę jej aksamitny głos. Niestety, nie odebrała. Kolejne próby kończyły się niepowodzeniem. Zrezygnowany wsiadłem do zamówionej taksówki i ruszyłem pod dom. Byłem pewien, że zastanę tam dziewczynę. Gdy auto zaparkowało pod bramą szybkim krokiem ruszyłem w stronę domu. Zgaszone światła świadczyły o tym, że nikogo nie ma. Wszedłem powoli do mieszkania i opadając ze zmęczenia rzuciłem się na łóżko. Wypuściłem z płuc dużą ilość powietrza i przymknąłem zmęczone powieki. Z odprężenia wyrwał mnie dzwonek do drzwi.
- Znów zapomniałaś kluczy?- krzyknąłem przez śmiech wiedząc, że zaraz ujrzę piękną blondynkę grzebiącą w torbie. Zamaszystym ruchem ręki pociągnąłem za klamkę. Na mojej twarzy widniał uśmiech spowodowany, że w końcu będę mieć przy sobie największy skarb.
-Witam, młodszy aspirant z tej strony. Czy zastałem nie, jakiego Federico Mahorę? - kompletnie mnie zamurowało. W lekkiej panice przypomniałem sobie cały dzisiejszy dzień z obawą, że coś przeskrobałem.
-To ja. A o co chodzi?- wydusiłem z wielkim trudem.
- Mogę wejść?- policjant nie czekając na moje potwierdzenie wkroczył to przedpokoju rozglądając się na wszystkie strony.
- Mogę się dowiedzieć, co się stało?- z lekkim oburzeniem zwróciłem się do człowieka, który stał nie zamierzając wydusić z siebie ani jednego słowa.
- Choć mi o Ludmiłę Ferro- wydukał zdejmując przy tym czapkę.
- To moja dziewczyna. Coś z nią nie tak?- poczułem, że kolana uginają się pod ciężarem mojego ciała, a serce próbuje wydostać się na zewnątrz.
- Dziś w godzinach popołudniowych dziewczyna miała wypadek. Niestety ze skutkiem śmiertelnym. Została zepchnięta przez pijanego kierowcę do rowu. Na skutek uderzenia w betonowy słup zmarła- kolejne słowa wypowiadane przez mężczyznę powodowały u mnie niemiłosierny ból.
-To jakaś pomyłka. Lu zaraz wróci. Pojechała tylko na zakupy. Zaraz to wyjaśnię. Proszę poczekać- bez zastanowienia wyciągnąłem telefon i wybrałem jej numer. W duszy modliłem się, aby odebrała. Aby to wszystko było jedną wielką pomyłką.
-Hej…
- Lu?- zapytałem z niedowierzaniem.
-Tu Ludmiła, jeśli masz wiadomość zostaw ją po sygnale- kilka łez spłynęło po mojej twarzy. Telefon pod wpływem grawitacji roztłukł się o zimne kafelki.
-Przykro mi- tylko tyle zdołałem zapamiętać z tamtej chwili. Powoli ruszyłem w stronę salonu. W mojej głowie kłębiły się miliony myśli na sekundę. W tym momencie nie przyswajałem do siebie żadnej wiadomości.
-Nieeeeeeeeeee!
Kolejny raz wspomnienia wróciły. Kolejny raz spowodowały u mnie łzy. Dlaczego właśnie ja? Ja tylko chciałem być szczęśliwy. Czy to tak wiele? Te same ściany od roku, które wchłonęły cały mój ból. Ta sama pościel niezmieniona od tamtej chwili nadal pachnie moją miłością. Szafy przepełnione jej ubraniami sprawiają, że wciąż jest obecna. Zamknięty w czterech ścianach będę czekał na spotkanie z nią. Będę czekał na zaznanie szczęścia, jakim jest wieczna miłość…
Wiem, znowu smutny, ale jakoś mnie tknęło :(
-Chcę codziennie budzić się przy twoim boku- wyszeptałem i musnąłem lekko jej dolną wargę.
-Uważaj, bo jeszcze Ci się znudzę- zachichotała i oddała pełny pocałunek zatapiając się w moich ustach. Moja dłoń wędrowała po jej idealnym ciele pragnąc coraz więcej. Powoli zmierzałem do pozbycia się cienkiego skrawka materiału.
-Nie zapędzaj się- dziewczyna momentalnie oderwała się ode mnie i figlarnie się uśmiechnęła powodując u mnie wielki niedosyt.
- Nie mogę się Ciebie oprzeć- odparłem opadając na łóżko. Dla wygody założyłem ręce pod głowę i swój wzrok wlepiłem w sufit.
- Wstawaj, mamy dziś dużo do zrobienia- natychmiastowo wyskoczyła z pod kołdry i skierowała się w stronę łazienki. Na samą myśl o dzisiejszym dniu ciężko odetchnąłem i wywlokłem się z łóżka.Ciężkimi krokami zmierzałem do kuchni, aby zaparzyć sobie aromatycznej kawy. Po paru minutach siedziałem z gorącym kubkiem przy stole czytając poranną gazetę.
- Coś ciekawego się dzieje?- zapytała Ludmi spoglądając mi przez ramię.
-Same nudy- odparłem i upiłem łyk kawy. Dziewczyna odwróciła się jedynie na pięcie i usadowiła się naprzeciw mnie.
-Jakie plany na dziś?- burknąłem przytłoczony zaistniałą ciszą.
- Kilka spraw biurowych na mieście i zakupy- zakomunikowała entuzjastycznie, na co też się ucieszyłem.
- Chyba już powinnaś się zbierać.
Lu na moje słowa gwałtownie wstała i skierowała się do drzwi wyjściowych krzycząc na odchodne „Pa” lekko się zaśmiałem i odłożywszy gazetę skierowałem się do garderoby. Wybrałem najwygodniejsze ubrania i szykowałem się na przebranie, gdy nagle zadzwonił telefon. Bez zastanowienia odebrałem i po krótkiej wymianie zdań zabrałem się za poprzednią czynność. Po pół godzinie byłem gotowy do wyjścia. Ostatni raz spojrzałem czy niczego nie zapomniałem i opuściłem dom. Na podjeździe już czekał Maxi. Gdy przywitałem się z przyjacielem ten ruszył w stronę studia.
- Dziś szykuje się nowa piosenka- zakomunikował nagle ściszając radio. Oznaczało to, że chce porozmawiać.
- Słyszałem, Andres coś wspominał- odpowiedziałem spoglądając w szybę.
-Widze, że nie jesteś zachwycony- ton chłopaka diametralnie się zmienił.
- Jestem, skąd ten pomysł?- zapytałem spoglądając na niego - Po prostu czeka mnie ciężki dzień.
Dodałem i chcąc zakończyć rozmowę pogłośniłem radio. Po paru minutach znajdowaliśmy się pod studiem. Szybko opuściłem auto i nie czekając na niego ruszyłem do środka.
-To, co zabieramy się do pracy? - odparłem na dzień dobry i usadowiłem się wygodnie na kanapie.
-Widzę, że jesteście pełni zapału. To fantastycznie! Macie tutaj teksty i zabieramy się do pracy- odparł nasz nauczyciel śpiewu a my z wielką niechęcią ruszyliśmy w stronę mikrofonów.
-Dobra, teraz wyszło idealnie- odetchnąłem z ulga. Po kilkugodzinnej próbie mieliśmy upragniony spokój. Natychmiastowo rozciągnąłem swoje obolałe kości i ruszyłem w stronę wyjścia. Po drodze wykręciłem numer do Ludmiły oczekując aż usłyszę jej aksamitny głos. Niestety, nie odebrała. Kolejne próby kończyły się niepowodzeniem. Zrezygnowany wsiadłem do zamówionej taksówki i ruszyłem pod dom. Byłem pewien, że zastanę tam dziewczynę. Gdy auto zaparkowało pod bramą szybkim krokiem ruszyłem w stronę domu. Zgaszone światła świadczyły o tym, że nikogo nie ma. Wszedłem powoli do mieszkania i opadając ze zmęczenia rzuciłem się na łóżko. Wypuściłem z płuc dużą ilość powietrza i przymknąłem zmęczone powieki. Z odprężenia wyrwał mnie dzwonek do drzwi.
- Znów zapomniałaś kluczy?- krzyknąłem przez śmiech wiedząc, że zaraz ujrzę piękną blondynkę grzebiącą w torbie. Zamaszystym ruchem ręki pociągnąłem za klamkę. Na mojej twarzy widniał uśmiech spowodowany, że w końcu będę mieć przy sobie największy skarb.
-Witam, młodszy aspirant z tej strony. Czy zastałem nie, jakiego Federico Mahorę? - kompletnie mnie zamurowało. W lekkiej panice przypomniałem sobie cały dzisiejszy dzień z obawą, że coś przeskrobałem.
-To ja. A o co chodzi?- wydusiłem z wielkim trudem.
- Mogę wejść?- policjant nie czekając na moje potwierdzenie wkroczył to przedpokoju rozglądając się na wszystkie strony.
- Mogę się dowiedzieć, co się stało?- z lekkim oburzeniem zwróciłem się do człowieka, który stał nie zamierzając wydusić z siebie ani jednego słowa.
- Choć mi o Ludmiłę Ferro- wydukał zdejmując przy tym czapkę.
- To moja dziewczyna. Coś z nią nie tak?- poczułem, że kolana uginają się pod ciężarem mojego ciała, a serce próbuje wydostać się na zewnątrz.
- Dziś w godzinach popołudniowych dziewczyna miała wypadek. Niestety ze skutkiem śmiertelnym. Została zepchnięta przez pijanego kierowcę do rowu. Na skutek uderzenia w betonowy słup zmarła- kolejne słowa wypowiadane przez mężczyznę powodowały u mnie niemiłosierny ból.
-To jakaś pomyłka. Lu zaraz wróci. Pojechała tylko na zakupy. Zaraz to wyjaśnię. Proszę poczekać- bez zastanowienia wyciągnąłem telefon i wybrałem jej numer. W duszy modliłem się, aby odebrała. Aby to wszystko było jedną wielką pomyłką.
-Hej…
- Lu?- zapytałem z niedowierzaniem.
-Tu Ludmiła, jeśli masz wiadomość zostaw ją po sygnale- kilka łez spłynęło po mojej twarzy. Telefon pod wpływem grawitacji roztłukł się o zimne kafelki.
-Przykro mi- tylko tyle zdołałem zapamiętać z tamtej chwili. Powoli ruszyłem w stronę salonu. W mojej głowie kłębiły się miliony myśli na sekundę. W tym momencie nie przyswajałem do siebie żadnej wiadomości.
-Nieeeeeeeeeee!
Kolejny raz wspomnienia wróciły. Kolejny raz spowodowały u mnie łzy. Dlaczego właśnie ja? Ja tylko chciałem być szczęśliwy. Czy to tak wiele? Te same ściany od roku, które wchłonęły cały mój ból. Ta sama pościel niezmieniona od tamtej chwili nadal pachnie moją miłością. Szafy przepełnione jej ubraniami sprawiają, że wciąż jest obecna. Zamknięty w czterech ścianach będę czekał na spotkanie z nią. Będę czekał na zaznanie szczęścia, jakim jest wieczna miłość…
Wiem, znowu smutny, ale jakoś mnie tknęło :(
#1 Leonetta - bardzo smutny
Byłam z Leonem już 2 lata. Przez 2 miesiące nasz związek upada. Kocham go, ale wiem, że to koniec. Dzisiaj wraca o 20:00. Postanowiłam spakować wszystkie moje rzeczy. Wspominałam te 2 lata. Poznanie, pierwsza randka, wspólne wakacje. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Dochodzi 20:00. Już nie długo skończy się to co łączyło nas przez te 2 wspaniałe lata. Niestety życie to nie bajka. Spakowana zeszłam do salonu. Podeszłam do komody, na której były nasze wspólne zdjęcia. Płakałam, aczkolwiek na mojej twarzy również gościł lekki uśmiech. Usłyszałam otwierające się drzwi.
Leon: Wróciłem, skar... Violetta co Ty robisz?!
Violetta: Leon... Ja - przełknęłam ślinę. - odchodzę. - łzy spływały po moich policzkach.
Leon: Ale... Jak to?! Nie możesz! - po raz pierwszy zobaczyłam jak płacze.
Violetta: Przepraszam.
Wzięłam walizki, ostatni raz Go pocałowałam i wyszłam.
Minął miesiąc od rozstania Leon ciągle do mnie wydzwaniał. Nie odbierałam.
Popełniłam błąd. Brakuje mi Go. Był moim życiem. Jak mogłam być taka głupia?
Wieczorem poszłam do Jego domu. Pukałam, dzwoniłam. Nikt nie odpowiadał. Zaczęłam płakać. Straciłam Go. Na zawsze. Po 5 min. zadzwonił do mnie Fede, natychmiast odebrałaś.
Fede: Violetta przyjeżdżaj do parku!
Szybko, Leon.! - rozłączył się.
Zaczęłam biec. Dobiegłam w 3 min. Usłyszałam krzyki, podbiegłam bliżej.Leon chce skoczyć. Zaczęłam krzyczeć.
Violetta: Leon! Nie rób tego! Proszę! - po chwili dodałam - przepraszam!
Płakałam.
On gdy tylko usłyszał mnie odwrócił się.
Violetta: Uważaj! - krzyknęłam i podbiegłam w jego stronę. Niestety za późno. Leon poślizgnął się i spadł. Ostatnie co krzyknął to:
'Kocham Cię i zawsze będę'. Zaczęłam krzyczeć, łzy lały mi się strumieniami. Chciałam za nim skoczyć, ale chłopcy mnie powstrzymali.
Tydzień odkąd Leon nie żyje. Trwa teraz pogrzeb. Płacze wtulona w Federico. Zdałam sobie sprawę, że bez niego nie mogę żyć. Po pogrzebie szybkim tempem wracam do domu. Poszłam do łazienki. Odkręciłam gorącą wodę i wzięłam żyletkę. Wysłałam ostatniego sms do każdego z chłopaków i dziewczyn o treści: 'Żegnaj'. Przejechałam lekko żyletką po żyłach. Jednak po chwili zwiększyłam siłę. Woda zaczęła robić się czerwona. Oczy mi się zamknęły. Odeszłaś.
Dziś jest mój pogrzeb. Jesteś już razem z Leonem. Patrzymy na wszystko z góry, z tego lepszego świata. Teraz możemy być na zawsze razem.
1 imagin smutny :c
Leon: Wróciłem, skar... Violetta co Ty robisz?!
Violetta: Leon... Ja - przełknęłam ślinę. - odchodzę. - łzy spływały po moich policzkach.
Leon: Ale... Jak to?! Nie możesz! - po raz pierwszy zobaczyłam jak płacze.
Violetta: Przepraszam.
Wzięłam walizki, ostatni raz Go pocałowałam i wyszłam.
Minął miesiąc od rozstania Leon ciągle do mnie wydzwaniał. Nie odbierałam.
Popełniłam błąd. Brakuje mi Go. Był moim życiem. Jak mogłam być taka głupia?
Wieczorem poszłam do Jego domu. Pukałam, dzwoniłam. Nikt nie odpowiadał. Zaczęłam płakać. Straciłam Go. Na zawsze. Po 5 min. zadzwonił do mnie Fede, natychmiast odebrałaś.
Fede: Violetta przyjeżdżaj do parku!
Szybko, Leon.! - rozłączył się.
Zaczęłam biec. Dobiegłam w 3 min. Usłyszałam krzyki, podbiegłam bliżej.Leon chce skoczyć. Zaczęłam krzyczeć.
Violetta: Leon! Nie rób tego! Proszę! - po chwili dodałam - przepraszam!
Płakałam.
On gdy tylko usłyszał mnie odwrócił się.
Violetta: Uważaj! - krzyknęłam i podbiegłam w jego stronę. Niestety za późno. Leon poślizgnął się i spadł. Ostatnie co krzyknął to:
'Kocham Cię i zawsze będę'. Zaczęłam krzyczeć, łzy lały mi się strumieniami. Chciałam za nim skoczyć, ale chłopcy mnie powstrzymali.
Tydzień odkąd Leon nie żyje. Trwa teraz pogrzeb. Płacze wtulona w Federico. Zdałam sobie sprawę, że bez niego nie mogę żyć. Po pogrzebie szybkim tempem wracam do domu. Poszłam do łazienki. Odkręciłam gorącą wodę i wzięłam żyletkę. Wysłałam ostatniego sms do każdego z chłopaków i dziewczyn o treści: 'Żegnaj'. Przejechałam lekko żyletką po żyłach. Jednak po chwili zwiększyłam siłę. Woda zaczęła robić się czerwona. Oczy mi się zamknęły. Odeszłaś.
Dziś jest mój pogrzeb. Jesteś już razem z Leonem. Patrzymy na wszystko z góry, z tego lepszego świata. Teraz możemy być na zawsze razem.
1 imagin smutny :c
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)




